Jan Waraczewski - najsłynniejszy koncertmistrz w dziejach Szczecina
Powszechnie rozpoznawalny przez swój wąs à la Strauss, potrafił znakomicie grać nie tylko walce. Swój pierwszy koncert jako muzyk Orkiestry Filharmonii w Szczecinie zagrał w 1970 roku i szybko stał się najbardziej rozpoznawalnym skrzypkiem w naszym mieście. Jan Waraczewski był także pomysłodawcą budowy nowego gmachu Filharmonii w miejscu po dawnym Konzerthausie – czyli dokładnie tu, gdzie stoi ona dziś.
Miłość do muzyki zaszczepił w nim dziadek – konserwator zabytkowych mebli, który samodzielnie wystrugał dla wnuka małe skrzypeczki. I tak, już w wieku 3 lat mały Janek, wraz z ojcem i dziadkiem oddawali się wspólnemu muzykowaniu w niemalże każde niedzielne popołudnie.
Ukończyłem średnią szkołę muzyczną, ale zawsze chciałem być lepszy od tych, którzy ukończyli wyższą – wspominał – Tylko to, co inni dostali na talerzu, ja musiałem osiągnąć sam, ciężko pracując i podpatrując innych.
Zawodowo związał się z muzyką jako 18- latek. Chwycił wówczas za skrzypce w szczecińskim Teatrze Muzycznym, by w 1970 roku dostać wymarzony angaż do Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Szczecińskiej. Jego straussowski wąs uczynił go najbardziej rozpoznawalnym skrzypkiem w zespole i nierzadko był zaczepiany i pozdrawiany przez melomanów, przypadkowo spotykanych na ulicach Szczecina.
Nasz zawód polega na daniu z siebie wszystkiego, co najlepsze przy wykonaniu usługi dla tych, którzy za nią zapłacili – przyznawał – Wykonawca musi stworzyć taki nastrój, żeby między nim a publicznością przeskoczyła iskierka. Nie trzeba podawać słuchaczom utworów, z którymi sobie nie poradzą. Co nie znaczy, żeby podawać im taniznę. Ja np. na obiadach weselnych gram divertimenta Mozarta i się podoba. I ludzie świetnie konsumują rosół podlany Mozartem.
Waraczewski był także założycielem oraz dyrygentem Orkiestry "Lekka Kawaleria" oraz Kapeli Zamkowej (1975-1981). W latach 1974-1980 był również członkiem Pomorskiego Kwartetu Smyczkowego.
Grał zresztą nie tylko na skrzypcach, ale także na gitarze basowej. Ten drugi instrument opanował ponoć w czasie obowiązkowej służby wojskowej. Właśnie jako gitarzysta basowy wyemigrował w 1981 r. wyjechał do RFN. Wkrótce jednak Niemcy poznali się na jego talencie skrzypka i został kapelmistrzem orkiestry w Badenweiler. Dzięki jego pracy, zespół ten zyskał renomę krajową a niemiecka publiczność dosłownie oszalała na jego punkcie. Waraczewski wspominał wielokrotnie o koszach pełnych wiktuałów i całych pęt kiełbasy, które regularnie dostawał w prezencie od wdzięcznych melomanów zza Łaby. Był to okres niezwykle intensywnej pracy, orkiestra w Badenweiler grała nawet do trzech różnych programów dziennie. Po dziewięciu latach spędzonych u naszych zachodnich sąsiadów, Jan Waraczewski wrócił do Filharmonii Szczecińskiej. Niemieckie doświadczenie zaprocentowało i został powołany na na stanowisko koncertmistrza (najważniejszy muzyk w orkiestrze).
Od samego początku należał do społecznego komitetu na rzecz budowy nowego gmachu Filharmonii. Był także orędownikiem umiejscowienia jej w miejscu po dawnym, przedwojennym Konzerthaussie (niem. dom koncertowy), u zbiegu ulic Matejki i Małopolskiej, czyli dokładnie tu, gdzie obecnie mieści się Filharmonia.
Po jej wybudowaniu, na uroczystej inauguracji nowego budynku, nie był już w stanie zagrać do końca kilkugodzinnego koncertu. Zaatakowała go choroba.
Oprócz muzyki, najbardziej kochał żeglarstwo.
Natura uczy pokory, bo jak przydmucha, to człowiek wie, jaki jest mały – mówił. Obie te pasje połączył inicjując Szczecinie cykl koncertów Muzyka na wodzie, odbywających się w przystani Jachtklubu AZS w czerwcu. Orkiestra Filharmonii kontynuuje tę tradycję po dziś dzień.
W 2016 r. został odznaczony Medalem za Zasługi dla Szczecina. A starsi członkowie orkiestry wspominają go jako niezwykle serdecznego człowieka z iskierkami radości w oczach.
Zmarł w wieku 69 lat, 4 lutego 2017 roku. Został pochowany na Cmentarzu Centralnym.
Na podstawie artykułu byłej dyrektor naczelnej Filharmonii Szczecińskiej – Jadwigi Igiel-Sak dla Gazety Wyborczej z 17.11.2005.
Ukończyłem średnią szkołę muzyczną, ale zawsze chciałem być lepszy od tych, którzy ukończyli wyższą – wspominał – Tylko to, co inni dostali na talerzu, ja musiałem osiągnąć sam, ciężko pracując i podpatrując innych.
Zawodowo związał się z muzyką jako 18- latek. Chwycił wówczas za skrzypce w szczecińskim Teatrze Muzycznym, by w 1970 roku dostać wymarzony angaż do Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Szczecińskiej. Jego straussowski wąs uczynił go najbardziej rozpoznawalnym skrzypkiem w zespole i nierzadko był zaczepiany i pozdrawiany przez melomanów, przypadkowo spotykanych na ulicach Szczecina.
Nasz zawód polega na daniu z siebie wszystkiego, co najlepsze przy wykonaniu usługi dla tych, którzy za nią zapłacili – przyznawał – Wykonawca musi stworzyć taki nastrój, żeby między nim a publicznością przeskoczyła iskierka. Nie trzeba podawać słuchaczom utworów, z którymi sobie nie poradzą. Co nie znaczy, żeby podawać im taniznę. Ja np. na obiadach weselnych gram divertimenta Mozarta i się podoba. I ludzie świetnie konsumują rosół podlany Mozartem.
Waraczewski był także założycielem oraz dyrygentem Orkiestry "Lekka Kawaleria" oraz Kapeli Zamkowej (1975-1981). W latach 1974-1980 był również członkiem Pomorskiego Kwartetu Smyczkowego.
Grał zresztą nie tylko na skrzypcach, ale także na gitarze basowej. Ten drugi instrument opanował ponoć w czasie obowiązkowej służby wojskowej. Właśnie jako gitarzysta basowy wyemigrował w 1981 r. wyjechał do RFN. Wkrótce jednak Niemcy poznali się na jego talencie skrzypka i został kapelmistrzem orkiestry w Badenweiler. Dzięki jego pracy, zespół ten zyskał renomę krajową a niemiecka publiczność dosłownie oszalała na jego punkcie. Waraczewski wspominał wielokrotnie o koszach pełnych wiktuałów i całych pęt kiełbasy, które regularnie dostawał w prezencie od wdzięcznych melomanów zza Łaby. Był to okres niezwykle intensywnej pracy, orkiestra w Badenweiler grała nawet do trzech różnych programów dziennie. Po dziewięciu latach spędzonych u naszych zachodnich sąsiadów, Jan Waraczewski wrócił do Filharmonii Szczecińskiej. Niemieckie doświadczenie zaprocentowało i został powołany na na stanowisko koncertmistrza (najważniejszy muzyk w orkiestrze).
Od samego początku należał do społecznego komitetu na rzecz budowy nowego gmachu Filharmonii. Był także orędownikiem umiejscowienia jej w miejscu po dawnym, przedwojennym Konzerthaussie (niem. dom koncertowy), u zbiegu ulic Matejki i Małopolskiej, czyli dokładnie tu, gdzie obecnie mieści się Filharmonia.
Po jej wybudowaniu, na uroczystej inauguracji nowego budynku, nie był już w stanie zagrać do końca kilkugodzinnego koncertu. Zaatakowała go choroba.
Oprócz muzyki, najbardziej kochał żeglarstwo.
Natura uczy pokory, bo jak przydmucha, to człowiek wie, jaki jest mały – mówił. Obie te pasje połączył inicjując Szczecinie cykl koncertów Muzyka na wodzie, odbywających się w przystani Jachtklubu AZS w czerwcu. Orkiestra Filharmonii kontynuuje tę tradycję po dziś dzień.
W 2016 r. został odznaczony Medalem za Zasługi dla Szczecina. A starsi członkowie orkiestry wspominają go jako niezwykle serdecznego człowieka z iskierkami radości w oczach.
Zmarł w wieku 69 lat, 4 lutego 2017 roku. Został pochowany na Cmentarzu Centralnym.
Na podstawie artykułu byłej dyrektor naczelnej Filharmonii Szczecińskiej – Jadwigi Igiel-Sak dla Gazety Wyborczej z 17.11.2005.
Jan Waraczewski, fot. Archiwum Filharmonii w Szczecinie
Więcej na temat: Historia Orkiestry