Robert Możejewski
- głos tutti
- w orkiestrze od 1990 roku
Pierwszy raz
Moi rodzice byli muzykami, zatem muzyka w naszym domu była stale obecna. Nasiąkałem tą artystyczną atmosferą – musiałem i ja zostać muzykiem. Rodzice byli członkami orkiestry naszej Filharmonii, ja się w niej wychowałem. A teraz tu pracuję.
Koncerty
Doskonale pamiętam koncert, który był wielkim wydarzeniem, ponieważ odbył się z okazji rocznicy wydarzeń grudniowych w Stoczni Szczecińskiej. Zaangażowany był olbrzymi aparat wykonawczy, graliśmy Requiem Polskie pod kierownictwem samego kompozytora, maestro Krzysztofa Pendereckiego. Był to bardzo wymagający i trudny koncert, sam utwór niósł duże wymagania wykonawcze, dla wykonawców stanowił szczególne wyzwanie. A warunki pogodowe nie były pomocne: grudzień, hala stoczniowa, zimno. Pamiętam też koncert, który odbył się w starej siedzibie Filharmonii, znakomitej wiolonczelistki Natalii Gutman, wielkie nazwisko. Niedawno już tu przy Małopolskiej grał u nas wspaniały wiolonczelista Mischa Maisky. Wspomnę też o koncercie skrzypcowym Bartóka z doskonałym, światowej sławy skrzypkiem Christianem Tetzlaffem, ale z nieco innego powodu. Otóż dzień przed koncertem w czasie wieczornej próby zepsuł mu się smyczek. Trzeba było go naprawić w nocy. Podjąłem się tego wyzwania. Byłem tym bardzo zestresowany, bo dodatkowo grał trudny i wymagający koncert. Na szczęście wszystko się udało, miałem satysfakcję. Na wielkich brawach, które solista otrzymał od publiczności, odwrócił się do mnie, podziękował mi.
Moi rodzice byli muzykami, zatem muzyka w naszym domu była stale obecna. Nasiąkałem tą artystyczną atmosferą – musiałem i ja zostać muzykiem. Rodzice byli członkami orkiestry naszej Filharmonii, ja się w niej wychowałem. A teraz tu pracuję.
Koncerty
Doskonale pamiętam koncert, który był wielkim wydarzeniem, ponieważ odbył się z okazji rocznicy wydarzeń grudniowych w Stoczni Szczecińskiej. Zaangażowany był olbrzymi aparat wykonawczy, graliśmy Requiem Polskie pod kierownictwem samego kompozytora, maestro Krzysztofa Pendereckiego. Był to bardzo wymagający i trudny koncert, sam utwór niósł duże wymagania wykonawcze, dla wykonawców stanowił szczególne wyzwanie. A warunki pogodowe nie były pomocne: grudzień, hala stoczniowa, zimno. Pamiętam też koncert, który odbył się w starej siedzibie Filharmonii, znakomitej wiolonczelistki Natalii Gutman, wielkie nazwisko. Niedawno już tu przy Małopolskiej grał u nas wspaniały wiolonczelista Mischa Maisky. Wspomnę też o koncercie skrzypcowym Bartóka z doskonałym, światowej sławy skrzypkiem Christianem Tetzlaffem, ale z nieco innego powodu. Otóż dzień przed koncertem w czasie wieczornej próby zepsuł mu się smyczek. Trzeba było go naprawić w nocy. Podjąłem się tego wyzwania. Byłem tym bardzo zestresowany, bo dodatkowo grał trudny i wymagający koncert. Na szczęście wszystko się udało, miałem satysfakcję. Na wielkich brawach, które solista otrzymał od publiczności, odwrócił się do mnie, podziękował mi.