Największy koncert w historii Szczecina
To był koncert jakiego Szczecin nie widział nigdy wcześniej. Uczestniczyło w nim ponad pięć tysięcy słuchaczy, dwie orkiestry, trzy chóry i czworo solistów. 10 grudnia 2005 roku w hali K-1 Stoczni Szczecińskiej Nowa zabrzmiało Requiem Polskie Krzysztofa Pendereckiego pod batutą samego kompozytora. Koncert był hołdem złożonym ofiarom wydarzeń grudniowych w ich 35. rocznicę.
Pomysł narodził się w gabinecie Jadwigi Igiel-Sak, ówczesnej dyrektor naczelnej Filharmonii. Z inicjatywą zorganizowania wielkiego koncertu z okazji rocznicy Grudnia ‘70 wyszedł Jacek Kraszewski – dyrektor artystyczny Opery na Zamku, wspierany przez Marka Sztarka – dyrektora Opery. Wtedy też Kraszewski wyszedł z propozycją, aby na tym koncercie wykonać właśnie Requiem Polskie Pendereckiego. Pomysł trafił na podatny grunt, bo w Szczecinie nigdy nie brakowało pasjonatów i entuzjastów muzyki. Utwór wymagał ogromnego aparatu wykonawczego, a sali koncertowej zdolnej do pomieszczenia tak wielu muzyków i chórzystów w Szczecinie po prostu nie było.
Zaczęły się gorączkowe poszukiwania miejsca, w którym tak monumentalny koncert mógłby się odbyć. Myślano o Bazylice Archikatedralnej św. Jakuba, ktoś zasugerował kościół pw. św. Krzyża na Pogodnie, ale oba te miejsca były niewystarczające, bo mogły pomieścić zaledwie kilkaset widzów. Od samego zaś początku chodziło o to by był to koncert wyjątkowy, wręcz spektakularny, na miarę znaczenia samych wydarzeń, które miał upamiętniać. Last but not least miał być to koncert, w którym tłumnie mogliby uczestniczyć szczecinianie. Było tylko jedno miejsce w mieście, które spełniało wszystkie te kryteria – Stocznia. Więcej, to tu wszystko się zaczęło. Stocznia była więc także miejscem wysoce symbolicznym.
Hala robiła niesamowite wrażenie – wspominał Marek Sztark – Jest ogromna. Wielkie stalowe kolumny dzielą ją na trzy mniejsze części: większą – środkową i dwie mniejsze – boczne. Na kolumnadach opier się konstrukcja, po której poruszają się wielkie suwnice, po dwie w każdej części. W każdej przelotce – jak mówią stoczniowcy. Elektromagnetyczne podnośniki lekko chwytające potężne płaty blachy i przenoszące ją w odpowiednie miejsca. Ogromne piły plazmowe tnące blachę w wypełnionych wodą basenach. Było tam kilka tysięcy ton stali. Ruch, huk, łomot, dym, dziesiątki ludzi krzątających się w znanym tylko sobie rytmie i celu. To było idealne miejsce, tworzące naturalną scenografię dla takiego koncertu. Muzycy Szczecina byli zafascynowani taką lokalizacją, trzeba jednak było najpierw przekonać do tego pomysłu Andrzeja Stachurę – prezesa Stoczni Szczecińskiej Nowej.
Usilnie zabiegali o jego zgodę m.in. dr Anna Nowak, ówczesna wiceprezydent Szczecina i Andrzej Oryl, wtedy dyrektor Wydziału Kultury Urzędu Miasta. W końcu, po kilku odmowach, gdy okazało się, że koncert poprowadzi sam Krzysztof Penderecki, który specjalnie w tym celu przyleci do Szczecina z Chin w jedynym terminie, jaki miał, prezes uległ. Prezes długo milczał – opowiadał później Marek Sztark – Przeszedł po hali kilka kroków, wrócił, po drodze kopnął leżącą na ziemi grudkę metalu, jakiegoś spawu, po czym powiedział: dobra, macie to… Między “dobra” a “macie to” pojawiło się słowo niezręczne do cytowania.
Przygotowania do koncertu rozpoczęły się już w maju. W końcu jednak, w sobotę 10 grudnia o 10:00 rozpoczęła się próba generalna, osiem godzin później w hali zaczęła pojawiać się publiczność. Mimo wszelkich starań nie udało się ogrzać hali do planowanych 18 stopni Celsjusza, było ich zaledwie 10. Mimo tego żaden z muzyków się nie skarżył, nie skarżył się też sam maestro Penderecki. Tenor Adam Zdunikowski, zdradził, że założył pod smoking wszystko co mógł: kalesony, dwie koszule, bluzę od pidżamy… Mimo tych skrajnych warunków, publiczność zjawiła się tłumnie. W hali K-1 koncertu wysłuchało ponad pięć tysięcy szczecinian, czyniąc go największym, jak dotąd, koncertem w historii Szczecina.
Koncert retransmitowała Telewizja Polska, ukazał się on później także na płycie DVD. Na okładce wewnętrznej, Józef Krzyżanowski napisał: Grudniowa msza żałobna w stoczni stała się czymś więcej niż okolicznościowym koncertem – była liturgią pamięci, w której uczestniczyli wszyscy, którym wspomnienie polskiej drogi do demokracji było bliskie, a dla wielu bardzo bolesne. [...]W tej przestrzeni muzyka Pendereckiego zabrzmiała niezwykle przejmująco i autentycznie. Wydawała się być cząstką tej stoczniowej przestrzeni i tragicznej historii, do której nawiązywała. Wywierała na widzach ogromne wrażenie.
Krzysztof Penderecki Polskie Requiem
Scenografia: Janusz Poślednik
Kierownictwo muzyczne: Zygmunt Rychert, Jacek Kraszewski
Dyrygent: Krzysztof Penderecki
Przygotowanie chórów:
Roman Drozd – Chór Akademicki Politechniki Szczecińskiej
Paweł Osuchowski – Chór Politechniki Szczecińskiej “Collegium Maiorum”
Małgorzata Bornowska – Chór Opery na Zamku
Współpraca muzyczna: Zygmunt Rychert
Reżyseria dźwięku: prof. Eckhard Marom
Soliści:
Izabela Kłosińska (sopran)
Agnieszka Rehlis (mezzosopran)
Adam Zdunikowski (tenor)
Romuald Tesarowicz (bas)
Chór Opery na Zamku
Chór Politechniki Szczecińskiej “Collegium Maiorum”
Chór Akademicki Politechniki Szczecińskiej im. prof. Jana Szyrockiego
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Szczecińskiej im. Mieczysława Karłowicza
Orkiestra Opery na Zamku
Na podstawie książki Rafała Jesswina "Szczecińskie Requiem Krzysztofa Pendereckiego |in memoriam|" wydanej w 2022 roku nakładem Willi Lentza w Szczecinie.
Zaczęły się gorączkowe poszukiwania miejsca, w którym tak monumentalny koncert mógłby się odbyć. Myślano o Bazylice Archikatedralnej św. Jakuba, ktoś zasugerował kościół pw. św. Krzyża na Pogodnie, ale oba te miejsca były niewystarczające, bo mogły pomieścić zaledwie kilkaset widzów. Od samego zaś początku chodziło o to by był to koncert wyjątkowy, wręcz spektakularny, na miarę znaczenia samych wydarzeń, które miał upamiętniać. Last but not least miał być to koncert, w którym tłumnie mogliby uczestniczyć szczecinianie. Było tylko jedno miejsce w mieście, które spełniało wszystkie te kryteria – Stocznia. Więcej, to tu wszystko się zaczęło. Stocznia była więc także miejscem wysoce symbolicznym.
Hala robiła niesamowite wrażenie – wspominał Marek Sztark – Jest ogromna. Wielkie stalowe kolumny dzielą ją na trzy mniejsze części: większą – środkową i dwie mniejsze – boczne. Na kolumnadach opier się konstrukcja, po której poruszają się wielkie suwnice, po dwie w każdej części. W każdej przelotce – jak mówią stoczniowcy. Elektromagnetyczne podnośniki lekko chwytające potężne płaty blachy i przenoszące ją w odpowiednie miejsca. Ogromne piły plazmowe tnące blachę w wypełnionych wodą basenach. Było tam kilka tysięcy ton stali. Ruch, huk, łomot, dym, dziesiątki ludzi krzątających się w znanym tylko sobie rytmie i celu. To było idealne miejsce, tworzące naturalną scenografię dla takiego koncertu. Muzycy Szczecina byli zafascynowani taką lokalizacją, trzeba jednak było najpierw przekonać do tego pomysłu Andrzeja Stachurę – prezesa Stoczni Szczecińskiej Nowej.
Usilnie zabiegali o jego zgodę m.in. dr Anna Nowak, ówczesna wiceprezydent Szczecina i Andrzej Oryl, wtedy dyrektor Wydziału Kultury Urzędu Miasta. W końcu, po kilku odmowach, gdy okazało się, że koncert poprowadzi sam Krzysztof Penderecki, który specjalnie w tym celu przyleci do Szczecina z Chin w jedynym terminie, jaki miał, prezes uległ. Prezes długo milczał – opowiadał później Marek Sztark – Przeszedł po hali kilka kroków, wrócił, po drodze kopnął leżącą na ziemi grudkę metalu, jakiegoś spawu, po czym powiedział: dobra, macie to… Między “dobra” a “macie to” pojawiło się słowo niezręczne do cytowania.
Przygotowania do koncertu rozpoczęły się już w maju. W końcu jednak, w sobotę 10 grudnia o 10:00 rozpoczęła się próba generalna, osiem godzin później w hali zaczęła pojawiać się publiczność. Mimo wszelkich starań nie udało się ogrzać hali do planowanych 18 stopni Celsjusza, było ich zaledwie 10. Mimo tego żaden z muzyków się nie skarżył, nie skarżył się też sam maestro Penderecki. Tenor Adam Zdunikowski, zdradził, że założył pod smoking wszystko co mógł: kalesony, dwie koszule, bluzę od pidżamy… Mimo tych skrajnych warunków, publiczność zjawiła się tłumnie. W hali K-1 koncertu wysłuchało ponad pięć tysięcy szczecinian, czyniąc go największym, jak dotąd, koncertem w historii Szczecina.
Koncert retransmitowała Telewizja Polska, ukazał się on później także na płycie DVD. Na okładce wewnętrznej, Józef Krzyżanowski napisał: Grudniowa msza żałobna w stoczni stała się czymś więcej niż okolicznościowym koncertem – była liturgią pamięci, w której uczestniczyli wszyscy, którym wspomnienie polskiej drogi do demokracji było bliskie, a dla wielu bardzo bolesne. [...]W tej przestrzeni muzyka Pendereckiego zabrzmiała niezwykle przejmująco i autentycznie. Wydawała się być cząstką tej stoczniowej przestrzeni i tragicznej historii, do której nawiązywała. Wywierała na widzach ogromne wrażenie.
Krzysztof Penderecki Polskie Requiem
Scenografia: Janusz Poślednik
Kierownictwo muzyczne: Zygmunt Rychert, Jacek Kraszewski
Dyrygent: Krzysztof Penderecki
Przygotowanie chórów:
Roman Drozd – Chór Akademicki Politechniki Szczecińskiej
Paweł Osuchowski – Chór Politechniki Szczecińskiej “Collegium Maiorum”
Małgorzata Bornowska – Chór Opery na Zamku
Współpraca muzyczna: Zygmunt Rychert
Reżyseria dźwięku: prof. Eckhard Marom
Soliści:
Izabela Kłosińska (sopran)
Agnieszka Rehlis (mezzosopran)
Adam Zdunikowski (tenor)
Romuald Tesarowicz (bas)
Chór Opery na Zamku
Chór Politechniki Szczecińskiej “Collegium Maiorum”
Chór Akademicki Politechniki Szczecińskiej im. prof. Jana Szyrockiego
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Szczecińskiej im. Mieczysława Karłowicza
Orkiestra Opery na Zamku
Na podstawie książki Rafała Jesswina "Szczecińskie Requiem Krzysztofa Pendereckiego |in memoriam|" wydanej w 2022 roku nakładem Willi Lentza w Szczecinie.
Requiem Polskie w Stoczni Szczecińskiej, fot. Włodzimierz Piątek
Krzysztof Penderecki dyryguje Requiem Polskim w Stoczni Szczenskiej
Requiem Polskie w Stoczni Szczecińskiej, fot. Włodzimierz Piątek
Krzysztof Penderecki, fot. Włodzimierz Piątek
Krzysztof Penderecki dziękuje muzykom, fot. Włodzimierz Piątek
Więcej na temat: Historia Orkiestry