Elżbieta Podleśny-Głowacka
- głos tutti
- w orkiestrze od 1993 roku
Muzyka
Muzyka w moim życiu była zawsze, pochodzę z muzycznej rodziny, wszyscy w domu graliśmy, muzykowaliśmy wspólnie, więc muzyka gościła w moim sercu od zawsze.
Mistrz
Muszę pamięcią sięgnąć bardzo daleko, kiedy studiowałam i uczyłam się gry na flecie. Wtedy dla mnie takim niedoścignionym mistrzem był James Galway. Zamiłowanie do fletu właściwie zrodziło się wtedy. Były to czasy, kiedy nie dysponowało się taką ilością płyt i nagrań jak obecnie, nie było dostępu do YouTube’a, więc muzykę trzeba było zdobywać. Kiedy James Galway przyjeżdżał na koncert, ktoś go nagrywał, inni zdobywali nagranie i wszyscy zbieraliśmy się i słuchaliśmy nawet po nocach, na słuchawkach. To było po prostu coś wspaniałego. To nas, studentów, bardzo nakręcało, chcieliśmy grać tak jak on, to nam dawało siłę i energię.
Niezapomniane koncerty
Wszystkie koncerty są wspaniałe, każdy koncert jest niepowtarzalny i każdy wnosi coś nowego, dlatego trudno mi wybrać jeden, kiedy już mam za sobą tyle lat w Orkiestrze. Myślę, że jak człowiek zaczyna pracę, to te emocje są o wiele większe, niż te, które obecnie mi towarzyszą. Kiedyś były świeże, wydawało mi się, że każdy jeden dźwięk gram tylko ja. W tej chwili wiem, że jestem częścią zespołu i inaczej odbieram muzykę. Podobnie jak wszyscy muzycy, którzy w trakcie koncertu inaczej odbierają muzykę niż słuchacze. My się nią bawimy.
Po koncercie muzyka towarzyszy mi jeszcze przez kilka dni. Budząc się rano w sobotę, po piątkowym koncercie, nadal słyszę te wszystkie melodie. Muzyka jest piękna, jest impulsem wyzwalającym emocje. Emocje, które każdego dnia są inne, w zależności od etapu, na jakim się znajduję, coś bardziej do mnie przemawia lub mniej. Na przykład niedawno dyrygował u nas maestro Tadeusz Strugała, sędziwy człowiek, rocznik 1935. Słuchałam go z wielkim szacunkiem, uwagą i podziwem, to człowiek dużego formatu. To było niebywałe przeżycie i takie wspaniałe chwile zapamiętuję na zawsze.
Muzyka w moim życiu była zawsze, pochodzę z muzycznej rodziny, wszyscy w domu graliśmy, muzykowaliśmy wspólnie, więc muzyka gościła w moim sercu od zawsze.
Mistrz
Muszę pamięcią sięgnąć bardzo daleko, kiedy studiowałam i uczyłam się gry na flecie. Wtedy dla mnie takim niedoścignionym mistrzem był James Galway. Zamiłowanie do fletu właściwie zrodziło się wtedy. Były to czasy, kiedy nie dysponowało się taką ilością płyt i nagrań jak obecnie, nie było dostępu do YouTube’a, więc muzykę trzeba było zdobywać. Kiedy James Galway przyjeżdżał na koncert, ktoś go nagrywał, inni zdobywali nagranie i wszyscy zbieraliśmy się i słuchaliśmy nawet po nocach, na słuchawkach. To było po prostu coś wspaniałego. To nas, studentów, bardzo nakręcało, chcieliśmy grać tak jak on, to nam dawało siłę i energię.
Niezapomniane koncerty
Wszystkie koncerty są wspaniałe, każdy koncert jest niepowtarzalny i każdy wnosi coś nowego, dlatego trudno mi wybrać jeden, kiedy już mam za sobą tyle lat w Orkiestrze. Myślę, że jak człowiek zaczyna pracę, to te emocje są o wiele większe, niż te, które obecnie mi towarzyszą. Kiedyś były świeże, wydawało mi się, że każdy jeden dźwięk gram tylko ja. W tej chwili wiem, że jestem częścią zespołu i inaczej odbieram muzykę. Podobnie jak wszyscy muzycy, którzy w trakcie koncertu inaczej odbierają muzykę niż słuchacze. My się nią bawimy.
Po koncercie muzyka towarzyszy mi jeszcze przez kilka dni. Budząc się rano w sobotę, po piątkowym koncercie, nadal słyszę te wszystkie melodie. Muzyka jest piękna, jest impulsem wyzwalającym emocje. Emocje, które każdego dnia są inne, w zależności od etapu, na jakim się znajduję, coś bardziej do mnie przemawia lub mniej. Na przykład niedawno dyrygował u nas maestro Tadeusz Strugała, sędziwy człowiek, rocznik 1935. Słuchałam go z wielkim szacunkiem, uwagą i podziwem, to człowiek dużego formatu. To było niebywałe przeżycie i takie wspaniałe chwile zapamiętuję na zawsze.